Hermiona
zasiadła przy pustym, podłużnym stole w powiększonej magicznie
kuchni państwa Weasley i sięgnęła po jednen z wielu kubków z
prującą herbatą, której łyk upiła. Spotkanie Zakonu Feniksa
miało odbyć się już za chwilę, podobno dyrektor miał bardzo
ważne informacje odnośnie Voldemorta i jego sług. Nagle usłyszała
na dworze kilka charakterystycznych dla teleportacji pstryknięć, a
od drewnianych podłóg w Norze odbijał się stukot wielu par butów.
Zbliżali się członkowie Zakonu.
Do kuchnii
zaczęli napływać po kolei Weasleyowie, Harry, Moody, Kingsley
Shacklebolt, Emmelina Vance, cały personel Hogwartu, łącznie z
Filchem, a na ich czele sam Dumbledore, nieco smutny, zgarbiony,
zajął miejsce na szczycie stołu, pomiędzy Remusem Lupinem a
Arturem Weasleyem.
─ Nie
wygląda na szczęśliwego ─ mruknął Ron, który siedział w
towarzystwie bliźniaków i matki kilka krzeseł dalej od Hermiony,
obok której miejsca zajęli Ginny i Kingsley.
Dumbledore
pokiwał głową, jakby potwierdzając słowa Rona, wypił jednym
chlustem cały kubek gorącej herbaty, czerwieniejąc z lekka, jakby
nie spodziewając się, że napój może być aż tak gorący.
Odkaszlnął kilka razy, a Remus przyłożył mu w plecy kilka
potężnych razy.
─ Dziękuję,
Remusie ─ wycharczał, lecz po chwili opanował się. ─ No cóż,
miałem nadzieję, że was to rozbawi ─ dodał, uśmiechając się
posępnie. ─ Śmiech jest w czasach wojny i bitw najlepszą obroną
─ dodał, rozglądając się po pomieszczeniu. Nikt ani drgnął;
jedynie bliźniacy Fred i George dziwnie się kręcili. ─ Nie?
Trudno ─ westchnął dyrektor. ─ Zebrałem was tutaj, moi mili,
aby wam coś powiedzieć. Na początek ─ zza pazuchy wyjął numer
Proroka Codziennego i rzucił go na sam środek podłużnego stołu ─
to.
Seamus
Finnigan, siedzący obok Ginny, chwycił gazetę i obejrzał pierwszą
stronę. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie i kpina.
Pozostali członkowie wpatrywali się w niego z oczekiwaniem.
─ Tu
pisze... ─ Dean Thomas sporzał na gazetę znad ramienia
przyjaciela ─ że jest nowy minister magii.
─ Zgadza
się. ─ Dumbledore poruszył się niespokojnie. ─ Zdobyłem tę
jutrzejszą gazetę z wielkim trudem, ale ktoś z redakcji miał u
mnie dług...
─ Igor
Karkarow! ─ przerwał mu Seamus, którego oczy przypominały spodki
od donic.
─ Co? ─
zapytała Fleur Delacour, mocniej ściskając dłoń Billa. ─ Wy
mówicie, co z tym szuja! ─ warknęła.
─ To on
jest nowym ministrem, widocznie mieli już zaplanowaną pracę
ministerstwa jeszcze przed śmiercią Scrimgoeur'a ─ odpowiedział
cicho Seamus.
─ Panie
Korneliuszu?
Wszyscy
automatycznie spojrzeli na Padmę Patil, która melonikiem wachlowała
kredowobiałą twarz Korneliusza Knota, który prawie leżał na
swoim krześle. Przestraszona Krukonka rzuciła melonikiem w swoją
siostrę, Parvati, siedzącą po drugiej stronie Knota. Ta,
wywracając oczyma, kilka razy delikatnie spoliczkowała byłego
ministra magii i wlała mu do ust szklankę wody.
─ Dobrze?
─ zapytała z przekąsem patrząc na siostrę znad łysiny Knota,
który pokiwał głową, wzrokiem błądząc po twarzach zebranych.
─ Toż to
skandal! SKANDAL! ─ zawył nagle. Kilka osób podskoczyło, w tym
Dumbledore.
Knot
podniósł się z krzesła tak gwałtownie, że upadło na podłogę
z głuchym łaskotem. Zapanowała cisza. Knot, wyprostowany, patrząc
w okno ponad głowami siedzących na przeciw niego, zaciśniętą
pięścią uderzył w blat stołu. W wyniku uderzenia kilka wciąż
bezpańskich kubków przewróciło się, a ich zawartość rozlała
się po stole.
Knot, wciąż
poważnie wyprostowany, wpatrując się w zachodzące słońce,
grobowym tonem rzekł:
─ Kpina.
Dumbledore
podrapał się po policzku i, ignorując wciąż stojącego na
baczność Knota, przemówił:
─ To
była ta wiadomość. Chcę jednak jeszcze rozdzielić misje. Wszyscy
tu obecni uczniowie wrócą do szkoły, ale ty nie, Harry ─ wskazał
palcem na Harry'ego, który uniósł brwi i otworzył lekko usta,
zapewne chcąc zaprotestować. ─ Nie przymuję twoich reklamacji,
drogi chłopcze ─ dodał stanowczo Dumbledore, kończąc temat. ─
Dorośli, macie już swoje misje, idźcie je wykonać.
─ A co z
raportem Severusa? ─ wtrącił cicho Moody, którego prawdziwe oko
świdrowało Dumbledore'a. ─ Nie ma go jeszcze, pewnie ma zebranie.
Dumbledore
pokręcił głową.
─ Severus
dziś nie dotrze. Uczniowie zostają, reszta może nas opuścić,
dziękuję za przybycie ─ dodał, sugestywnie wypraszając
pełnoletnich członków Zakonu.
Gdy
wreszcie zostali sami uczniowie, i Harry, Dumbledore mruknął:
─ Cieszmy
się, że Korneliusz wyszedł.
─ Lewitowali
go ─ bąknął Ron. ─ Tata i mama.
─ A no
fakt ─ bąknął niezbyt inteligentnie Dumbledore. ─ Dobrze,
koniec tematu Korneliusza. Wy ─ palcem zatoczył mały okrąg ─
też dostaniecie misje. Panny Patil zajmą się zawieraniem przyjaźni
ze Ślizgonami, szczególnie dziećmi śmierciożerców. Będziecie
wyciągać od nich wszystko, za wszelką cenę. Ginewro, ty, Ronald i
pan Thomas będziecie łącznikami.
─ Że
czym? ─ spytał Ron.
─ Tylko
wy będziecie mogli przekazywać innym uczniom należącym do Zakonu
najważniejsze informacje. O zebraniach, o atakach i tym podobne. ─
Kiedy Ron pokiwał głową, Dumbledore kontynuował: ─ Neville, ty
pomożesz profesor Sprout z morderczymi roślinami. ─ Neville
spuścił głowę, jakby coś analizując. ─ Panno Lovegood, ty
podczas ferii, wypadów do Hogsmeade i lekcji opieki nad magicznymi
stworzeniami będziesz nakłaniać przeróżne magiczne istoty do
współpracy z nami. Panno Granger, ty pomożesz Horacemu i
Severusowi z eliksirami, codziennie po lekcjach i całą niedzielę.
A ty, Harry, będziesz miał zajęcia z Fleur i Billem, a w każdą
sobotę zabiorę cię na poszukiwania.
*
Kiedy
spotkanie zakończyło się na dobre, a Dumbledore stanął w
drzwiach salonu aby obwieścić coś jeszcze, Konreliusz Knot
siedział otępiały na kanapie, ściśnięty pomiędzy Tonks a Molly
Weasley.
─ I
jeszcze jedno: dajmy im działać z tym Karkarowem... ─ powiedział.
Nagle
Knot, znów odrętwiały, z miną zaciętą, wstał i grobowym tonem
rzekł:
─ Po
moim trupie.
*Cytat w tytule posta - Albert Einstein.|| No i jak wam się podoba? Bo mnie średnio. Rozdziały będą pojawiać się 1 i 20 dnia miesiąca. Dzisiaj jest czwarty... tsa. Czytasz? Komentujesz! No, mam nadzieję, że jesteście gotowi na tą porąbaną historię, bo ja jestem Zara i chcę wam ją opowiedzieć od dechy do dechy. Mam nadzieję, że ciepło ją przyjmiecie.